Ray Charles
Czym jest dla Ciebie zegarek? Biżuteryjnym elementem garderoby czy też może kompanem codzienności, który poprzez fakt odmierzania upływających chwil staje się świadkiem ważnych lub zupełnie błahych wydarzeń w Twoim życiu? Jakkolwiek górnolotnie nie zabrzmiałyby próby nadawania przedmiotom cech ludzkich, to faktem jest, że niektóre z nich darzymy sentymentem, bo na przykład kojarzą się z bliską osobą stanowiąc tym samym cząstkę naszego życia. Przywołują wspomnienia jak w przypadku lektora materiału filmowego, Ray’a Charles’a Jr., wspominającego swojego ojca z zegarkiem Patek Philippe na ręku.
Rzeczona historia sięga lat 60. XX wieku kiedy to Norman Granz, założyciel jazzowej wytwórni Verve, a zarazem producent muzyczny, partner biznesowy Ray’a Charles’a i miłośnik „czasomierzy”, zamówił dla muzyka zegarek w firmie Patek Philippe. W ich współpracy był to okres wyjątkowy, utwory takie jak „Georgia on My Mind”, „Hit the Road Jack” święciły tryumfy, a nagrody Grammy sypały niczym z rękawa. Prezent musiał więc być wyrafinowany. Norman Granz skontaktował się z genewską manufakturą poprzez Wernera Sonna – szefa Patek Philippe w U.S.A. i złożył zamówienie stanowiące wyzwanie. Zlecił bowiem wykonanie zegarka dla osoby niewidomej, a trudność wytwórstwa polegała na zaprojektowaniu wskazówek w taki sposób, aby te nie ulegały uszkodzeniu podczas dotykowego odczytu wskazania czasu. Zegarek posiadał platynową kopertę o średnicy 37 mm zawierającą dodatkowe wieczko odskokowe zabezpieczające tarczę i upiększone czterdziestoma brylantami. Tarczę natomiast inkrustowano diamentami stanowiącymi nie tylko element ozdobny lecz również ułatwiającymi sprawdzenie odmierzanej godziny. Firma Patek Philippe oryginalnie dostarczyła zegarek na skórzanym pasku, który to pasek później zastąpiono platynową bransoletą z powodu obficiej wydzielanego potu przez Ray’a Charles’a podczas koncertów, co nawiasem pisząc jest typowe dla wielu muzyków. Ray Charles był zachwycony podarunkiem. Oczywiście nie mógł go zobaczyć, ale jak wspomina syn artysty, często przykładał zegarek do ucha, aby posłuchać pracy mechanizmu. Charakterystyczny dźwięk wydobywający się z wnętrza koperty czynił Ray’a Charles’a człowiekiem szczęśliwym. Przywodził muzykowi na myśl wspomnienia z dzieciństwa, kiedy fascynowały go urządzenia mechaniczne jeszcze zanim stracił wzrok. Niestety ta historia nie ma pomyślnego zakończenia, bo zegarek zaginął choć Ray Charles Jr. nie traci nadziei, iż odnajdzie tak istotny sentymentalnie przedmiot. Na pytanie, co zrobiłby gdyby poszukiwania zakończyły się powodzeniem, odpowiada… „Ah, I would tap the lid. When it opened, I’d run my fingers over the dial, then I’d put it up to my ear and listen to the ticking. I mean, it’s just like yesterday. Just like yesterday.”